O Babci Ani…

21 Sty

Dziś w Dniu Babci opowiem Wam o mojej kochanej (choć już nieżyjącej od lat) Babci Ani – mamy mojego ojca.
Pierwsze wspomnienie o niej mam z dnia moich narodzin. Gdy mama urodziła mnie w szpitalu w Śremie, to Babcia Ania nie była zbytnio z tego zadowolona, bo bardzo chciała wnuczkę, a urodził się wnuczek. Gdy już byłem starszy, to opowiadali mi, że Babcia chciała nawet prosić lekarza, żeby mnie zamienił na dziewczynkę. Lekarz na szczęście tego nie zrobił, więc dalsze lata życia spędziłem w rodzinie Przybyszów…
Babcia jak to Babcia – bardzo kochała swoje wnuki, a gdy zachorowałem i dwa lata spędziłem w szpitalach, to po powrocie byłem przez nią bardzo rozpieszczany. I tak już jej zostało. Zawsze gdy coś zbroiłem, to uciekałem do Babci, a ona mnie broniła przed laniem. 🙂
Raz gdy zimą wybrałem się na staw poślizgać się na lodzie, to zdarzyło się, że trafiłem na taki cieńszy kawałek lodu, w pobliżu rosły trzciny, więc lód dobrze nie zamarzł. Tafla lodowa załamała się pode mną i wpadłem do wody, tak trochę ponad kolana. Do kozaków nalało mi się lodowatej wody, nogi miałem całe przemoczone. Z płaczem ruszyłem do domu, po cichu przekradłem się do Babci i ona mi zaczęła suszyć przemoczone rzeczy i buty. Gdyby mama przypadkiem nie zajrzała, to pewnie nawet by się nie dowiedziała co mi się przydarzyło. Ale Babcia znowu mnie wybroniła od lania.
Babcia była starej daty (rocznik 1912), trochę naiwna, ale serce miała dobre, była wesoła i sama też stwarzała śmieszne sytuacje.
Pewnego razu miała problemy z zębami, jeden ją bolał i musiała pojechać do Brodnicy do naszego gminnego ośrodka zdrowia. Ponieważ bardzo się bała dentysty (tak jak ja), więc postanowiła „ulżyć” sobie w bólu wręczając dentystce mały „prezent”. Gdy przyszła jej kolej, weszła do gabinetu, a przez uchylone drzwi pacjenci na korytarzu usłyszeli „pani, ja tu mam dla pani osiem jajek, tylko żeby było bez bólu…”. Po kilku minutach słychać było krzyki Babci, a pacjenci komentowali ze śmiechem, że te jajka nie pomogły. 🙂
Gdy byłem trochę starszy, to lubiłem siedzieć u Babci w kuchni. Było tam zawsze tak cicho i spokojnie, Babcia sobie spała na małym tapczanie, a ja czytałem sobie książkę albo odrabiałem lekcje. Lubiłem też pomagać jej w gotowaniu. Babcia często nam gotowała takie typowe regionalne potrawy typu kluski kulacze, zupa naworka i wiele innych. Gdy robiła ciasto na makaron, to zawsze dała mi trochę ciasta, które potem piekłem sobie na blacie pieca. Także często jedliśmy jabłka gotowane w garnku z wodą czy pieczone w piekarniku. Uwielbiałem także gdy robiła mi megapyszną jajecznicę z dodatkiem mąki i wody, była bardzo syta, ale także wilgotna i niezwykle smaczna. Kiedyś chciałem sam spróbować takiej jajecznicy i dodałem za dużo mąki i… nauczyłem się robić naleśniki. Przepis był prosty – jajko lub dwa, trochę mąki, łyżka wody, trochę soli i gotowe. Żadnego proszku do pieczenia, żadnej sody… moje naleśniki były cienkie i twardawe, ale właśnie takie nam smakowały najbardziej.
Gdy mój brat z żoną przywędrował do naszego domu, to zajął mój pokój. Ja z początku nie miałem się gdzie podziać, na szczęście Babcia mnie przygarnęła. Najpierw spałem razem z nią w pokoju (miałem taki mały tapczanik), a potem przekonałem ją aby mi tymczasowo odstąpiła drugi pokój, który i tak stał pusty. Babcia się zgodziła, przenieśli mi tam mój wielki tapczan i wreszcie mogłem się swobodnie wyspać. Chociaż zimą było trochę ciężko, bo tam był tylko piec kaflowy, więc rano w pokoju potrafiłem mieć lekki mróz, dopiero później jak się napaliło w piecu to pokój robił się ciepły. Mieszkałem tam jakiś czas, potem gdy brat się wyprowadził, to wróciłem do swojego starego pokoju.
W Zaduszki Babcia Ania bała się siedzieć wieczorem sama, bo myślała że odwiedzi ją jej zmarły mąż. Zapytała nas czy z nią posiedzimy, ojciec zażartował, że jak postawi pół litra, to posiedzimy. Ponieważ nasz sklep wioskowy był już zamknięty, więc Babcia wysłała mnie do Mosiny do supersamu. Pojechałem autobusem, kupiłem butelkę, wracam na przystanek PKS i czekam… czekam…
Tego dnia akurat był jakiś ogólnopolski strajk w PKS i jeździł może tylko co trzeci autobus. Minęła godzina, druga, a autobusu nie ma. Zauważyłem na przystanku dwoje znajomych, po krótkiej naradzie postanowiliśmy wrócić do domu taksówką. Taksówkarz zgodziła się na taki układ, że zawiezie gościa do Żabinka i skasuje go za ten kurs, potem znajoma pojedzie do Żabna (na początek wsi) i zapłaci za swój kurs od Żabinka, a potem ja jechałem do domu i miałem zapłacić tylko za ten kawałek od początku Żabna do mojego domu. Czyli pojechałem najdalej za najmniejszą kasę. 🙂
Dojechałem do domu, wyjaśniłem sytuację z taksówką. A pół godziny później przyjechali do nas… znajomi z Mosiny. Gdybym poszedł do nich, to bym wrócił gratis. Ale najważniejsze, że flaszka była i siedzieliśmy razem z Babcią żeby się nie bała odwiedzin swojego zmarłego męża. 🙂
Gdy mój ojciec zginął w wypadku, to nie powiedzieli jej od razu całej prawdy. Bali się, że jej serce tego by nie wytrzymało, więc powoli ją przygotowywali na tą wiadomość. Najpierw jej powiedzieli, że ojciec miał wypadek i leży w szpitalu, potem że jego stan się pogorszył, aż wreszcie że umarł. Jakoś to przyjęła, ale na pogrzebie była w bardzo kiepskim stanie, a gdy trumna z ciałem ojca zaczęła zjeżdżać w dół, to dwóch braci ojca musiało ją trzymać, bo chciała wskoczyć do dołu za trumną.
Przez kolejne miesiące nie widziałem jej za bardzo, bo była u swoich dzieci w Przeźmierowie i Koninie, opiekowali się nią i dbali o jej psychikę. W domu była chyba ze dwa lub trzy razy, więc tylko wtedy ją widywałem.
W październiku 1997 roku wróciła do domu i wkrótce poszła do szpitala do Śremu. Kiepsko z nią było, nie miała najlepszych wyników, było widać, że nie ma już za bardzo chęci do życia. Na kilka dni przed wyjściem do domu zachorowała na zapalenie płuc… i niestety zgasła. Nie widziałem jej przed śmiercią, a w trumnie wydawała mi się taka jakaś obca i wychudła, tak jakby to nie była moja Babcia, tylko ktoś podobny do niej. Przeżyła mojego ojca o niecały rok… odeszła w wieku 85 lat.
Czasem sobie wspominam Babcię Anię – najwspanialszą Babcię na świecie, która opiekowała się mną jakby była moją mamą, która nauczyła mnie gotować, która wydobyła ze mnie wszystkie najlepsze cechy jakie we mnie siedziały i sprawiła, że jestem taki jaki jestem – zawsze chętny do pomocy innym.
Dziękuję Ci Babciu, że poświęciłaś dla mnie swoje życie… zawsze będę Cię nosił w moim sercu…

Dodaj komentarz