Archiwum | Styczeń, 2010

nowe życie

3 Sty

Moja nieobecność trwała trochę dłużej niż pisałem, ale już wróciłem i jestem. 🙂
A co się przez ten czas zmieniło u mnie? No… trochę się działo…
Będąc w Górznie oczywiście podleczyłem trochę moje zdrowie, zarówno fizycznie jak i psychicznie. Jak zwykle ćwiczyłem z moimi rehabilitantkami, ale moje wrodzone lenistwo 😉 sprawiło że tym razem trochę mniej chodziłem. Ale obiecuję, że następnym razem się poprawię.
W pierwszym turnusie nie malowałem nowych obrazów, główną robotą wykonywaną przeze mnie i innych uczestników  terapii zajęciowej było robienie z gazety takich cienkich „rurek”, które następnie były wykorzystywane do wyplatania m.in. koszyczków, które po pomalowaniu i polakierowaniu wyglądały jakby były zrobione z wikliny.
Za to w drugim turnusie bawiłem się znowu w malarza, namalowałem kolejny ładny (podobno) obrazek z postacią  bajkową, który znów otrzymała mała Konstancja. Bardzo się ucieszyła z kolejnego prezentu ode mnie.
Towarzysko też było całkiem fajnie… dostałem pokój tak na uboczu, więc panował w nim względny spokój, a wieczorem to już całkiem było cicho. Zwłaszcza że współlokatorów miałem raczej takich spokojnych.
Był ze mną w pokoju mój przyjaciel Piotr, a dwa pokoje dalej mieszkała Karolina, która właściwie zamieszkała w naszym pokoju. Jedynie spać szła do siebie, a tak przez cały dzień była u nas.
Dlaczego? Hm… może przez to że lubiła nasze towarzystwo… może dobrze się tam czuła… a może dlatego że chciała być blisko mnie… wszystkie te odpowiedzi są prawidłowe. 🙂
Ja też bardzo lubiłem przebywać w jej towarzystwie, właściwie przez całe 6 tygodni byliśmy jak papużki-nierozłączki, bo wszędzie chodziliśmy razem – na ćwiczenia, na posiłki, na terapię… gdy przyszła do nas rano przed śniadaniem, to wracała do siebie dopiero wieczorem gdy była już cisza nocna. Ale nigdy nie nudziliśmy się ze sobą, zawsze znaleźliśmy jakiś temat do rozmowy, słuchaliśmy muzyki, wygłupialiśmy się… po prostu zakochani. 🙂
W końcu gdy się kogoś kocha, to chce się z tą osobą przebywać jak najczęściej, prawda? I tak właśnie z nami było.
Będąc w towarzystwie Piotra i Karoliny po raz pierwszy nie miałem „kryzysu piątego tygodnia” – gdy właśnie przed końcem drugiego turnusu jestem już zmęczony i chcę wracać do domu. Wręcz przeciwnie – gdyby to było możliwe, to zostalibyśmy na jeszcze jeden turnus. Ale już niedługo znów się tam spotkamy i myślę że znowu będzie tak fajnie jak ostatnio, a może nawet fajniej.
Teraz już wiecie co się działo w moim życiu, kto je tak bardzo zmienił, że większość moich znajomych w Górznie stwierdziła że jestem zupełnie inny niż przedtem. Sprawiła to moja kochana Karolinka… to dzięki niej często się śmieje, nie mam już stanów depresyjnych, zrobiłem się bardziej rozmowny – po prostu jestem szczęśliwy.
Nareszcie to szczęście w końcu mnie znalazło.  🙂