Archiwum | Październik, 2015

Zmęczenie

12 Paźdź

Dawno już się nie odzywałem, co poniektórzy moi czytelnicy pewnie już odlajkowali moją stronę. 😉
Nie pisałem tak długo, bo jakoś nie miałem ochoty, czułem się tak nijako…
FOP powoli odbiera mi siłę, nie mam już w sobie tyle energii co kiedyś. Nawet odpisanie na maila odkładam na następny dzień, no chyba że to coś ważnego, to wtedy mobilizuję się do szybkiej odpowiedzi.
Nie wiem czy to kolejny etap choroby, ale czuję się jakby w nocy przychodził do mnie wampir i wysysał ze mnie krew i energię. Niby rano nie mam żadnych śladów na szyi, ale kto wie… 🙂
Na dodatek osłabił mnie ostatni… hm… przebłysk? W sumie nie wiem co to było, bo przebłysk zawsze charakteryzował się u mnie stanem zapalnym, bólem mięśni, czasem także lekką gorączką… teraz miałem tylko sam ból mięśni, bez opuchlizny i gorączki. Ból był tak silny, że ograniczyłem swoją aktywność komputerową, bo zaczęła mi wysiadać lewa ręka (którą piszę na klawiaturze). Również spacer do łazienki to było wielkie wyzwanie, bo prawa noga coraz bardziej mi sztywnieje w kostce i chodzę (a raczej kuśtykam) z coraz większym trudem.
Tabletki nie pomagały, olej konopny nie pomagał, dopiero żel przeciwbólowy trochę stłumił doznania bólowe. Siedziałem przed komputerem i słuchałem muzyki lub oglądałem filmy i seriale aby zająć czymś mózg aby nie myślał o bólu.
Również pogoda dorzucała swoje… jak się zaczęły upały, to zacząłem czuć się jeszcze słabiej, dolegliwości krążeniowe nasiliły się… siedziałem na wózku jak manekin i nie byłem w stanie niczego robić, bo brakowało mi energii. Marzyłem tylko żeby upał się już skończył, pogoda zrobiła się optymalna, bo wtedy mógłbym wreszcie wyjechać na spacer. Bardzo mi brakowało jazdy do lasu, tego wyciszenia się, odetchnięcia leśnym powietrzem…
Ale się w końcu doczekałem… na początku września upały minęły, temperatura była optymalna, więc wreszcie wyjechałem moim wózkiem elektrycznym. W lesie to aż mi się zakręciło w głowie od zapachu ściółki i żywicy rozgrzanej na słońcu. Ruszyłem dalej, dotarłem do Krajkowa, przejechałem do końca wsi i ruszyłem z powrotem do domu. Wróciłem trochę wypoczęty, odprężony, zrelaksowany…
Następnego dnia ruszyłem sobie na kawę do Manieczek, 13 km jazdy w jedną stronę zajęło mi jakieś 1.5 godziny, drugie tyle powrót. Do domu wróciłem trochę zmęczony, bo nie byłem przyzwyczajony do tak długich wypraw. Niestety, to był mój ostatni spacer, bo potem pogoda się popsuła, zrobiło się zimno i wietrznie. Tak więc sezon spacerowy mogę uważać za zamknięty, dwa spacery to jest coś niesamowitego (w ubiegłym roku były trzy).
Brakuje mi energii, a jesień dodatkowo mi ją odbiera, dochodzi do tego zimno, wiatr i deszcz, które włażą mi w mięśnie i dokładają kolejną porcję bólu. Nie mam już ochoty na nic, nawet aby dalej żyć…

PS. Chciałbym bardzo serdecznie podziękować wszystkim, którzy przekazali mi swój 1%. To właśnie dzięki Waszym wpłatom mogę dalej kupować olej konopny, który daje mi trochę ulgi w cierpieniu.