Archiwum | Maj, 2010

maj

9 Maj

Po 4 miesiącach przerwy wracam aby zrobić małą aktualizację mojej strony. Dlaczego mnie tak długo nie było? Hm… najprościej napisać że to z powodu lenistwa. 😉
Ale nie tylko lenistwo było powodem mojego milczenia. Także to że po prostu nie było o czym pisać. Bo przecież nie będę opisywał tego, że codziennie siedzę przed komputerem, trochę serfuję po Internecie, piszę smsy z Karolcią…
Bo tak właśnie minął mi styczeń i połowa lutego. W drugiej połowie czekało mnie coś wspaniałego – wyjazd do Górzna. Bardzo się cieszyłem na kolejne spotkanie z moimi znajomymi pracownikami (opiekunkami i innymi miłymi osobami), z Piotrem, a także z moją kochaną Karolinką. Nie mogłem się już doczekać kiedy ich zobaczę i kiedy się do niej przytulę…
Nasze powitanie… nie sposób opisać tego słowami.
Po prostu poczułem się bardzo bardzo szczęśliwy trzymając Karolcię w ramionach i dając jej powitalnego całusa. Tak można czuć się jedynie przy kimś kogo bardzo kochamy. 🙂
Dostaliśmy z Piotrem pokój, w którym zazwyczaj były dziewczyny, a moja Myszka zamieszkała w pokoju obok. Na szczęście mieliśmy wspólną łazienkę, więc nie musiała jechać korytarzem tylko po cichu przemknęła się do mnie i już była w naszym pokoju. 🙂
Przez pierwsze dni za bardzo się nie przepracowywałem na ćwiczeniach i terapii, musiałem najpierw trochę rozćwiczyć zastałe mięśnie. A potem… potem niestety zauważyłem, że z moim zdrowiem coś jest nie tak. Już nie miałem tyle siły aby przejść na nogach cały korytarz, bardzo szybko się męczyłem. Ręce w przegubach też mnie trochę pobolewały, jakbym miał atak reumatyzmu. Ale będąc wciąż z Karolinką nie myślałem o swojej chorobie, najważniejsza była Ona. A mimo tego, że też poruszała się na wózku inwalidzkim, to umiała się mną bardzo dobrze zaopiekować. A przy okazji także ćwiczyła… np. gdy chciałem się napić, to podawała mi pełną szklankę herbaty czy napoju. Na początku trochę jej to nie wychodziło (bo szklanka była ciężka), ale potem nauczyła się ją odpowiednio trzymać, a przy okazji wzmacniała sobie ręce. Także przy karmieniu (czekoladą, chipsami czy innymi słodyczami) dawała sobie znakomicie radę. Oczywiście ja także ją karmiłem, chociaż to częściej ja jadłem jej z ręki. 😉
Po trzech tygodniach przeniesiono nas z Piotrem do tego pokoju w którym byliśmy w październiku. Znowu byliśmy na uboczu, znowu było spokojnie, nikt nam nie przeszkadzał… Karolinka miała trochę dalej do nas, ale ona i tak cały dzień spędzała w naszym pokoju, więc było to bez różnicy gdzie mieszkamy.
Drugi turnus minął jak zwykle za szybko. Ledwie człowiek się rozgościł w nowym pokoju, a już trzeba było się pakować. Na szczęście przy pożegnaniu nie popłynęło tak dużo łez jak ostatnio, może dlatego że byliśmy już dzielniejsi i lepiej znosiliśmy takie rozstanie…
Wracając do domu wiozłem ze sobą kilka nowych rzeczy – zegar ze zdjęciem Karolinki, który dostałem od niej na lekko spóźnione Walentynki (ode mnie dostała pięknego hiacynta), zdjęcie „ślubne” (które zawiesiłem w moim pokoju na ścianie), a także koszulki ze zdjęciem naszej trójki, które założyliśmy w dniu wyjazdu.
No i oczywiście przywiozłem mnóstwo wspomnień i trochę zdjęć.
Teraz postaramy się spotkać latem, a przy okazji spróbuję zastanowić się nad zmianą miejsca zamieszkania aby być bliżej Niej. Ale o tym napiszę następnym razem…